No właśnie - "utarło się", a jak coś się dobrze utrze, to już nie ma na to siły. (...)
Być może też (ale tu już trzeba spytać fachowca) dobry portret en face wymaga fachowca wyższej klasy niż ten z boku.
Faktycznie trochę to wygląda jak w tym kawale o za krótkiej brytfance*. Tylko co było na początku? Te greckie nimfy en
face nie stanowią jakiś dłuższych serii, jedyną postacią gapiącą się na widza przez setki
lat jest ateńska sowa,
ale jest ona na tyle niepodobna do człowieka, że jej wolno. A poza tym ciężko wyrzeźbić/namalować sowę tak, żeby wyglądała źle. Może już na poziomie sztuki egipskiej było wiadomo, że nie ma co eksperymentować z portretami na wprost, a okres monetarny tylko to potwierdził? :-)
Chętnie bym sobie poczytał np. jakiś podręcznik malarstwa,
ale z okresu kiedy było to rzemiosło, bo teraz to co próbuję wyszukać to dorabianie ideologii do każdego ruchu pędzlem. Jakieś proste wytyczne w stylu "a nie proboy zadnego innego konterfektu, jak bokiem ustawionego poki trzydziestu kontefektow dobrych nie uczynisz, bo na wprost malowane zdradliwe są i łacno uczynić człowieka niepodobnym sobie przez wyraz twarzy, któ
ren z boku malowany aż tak ważnym nie iest".
Może w ogóle człowiek z natury lepiej wychodzi "pod kątem" i dlatego tylu ludzi klnie w pień, kiedy się zobaczy na zdjęciu do dokumentów?
* Jak ktoś nie zna - ileś pokoleń kucharek piekło zawsze kurczaka z obciętymi nogami, tłumacząc się, "że tak się zawsze robiło". Dopiero kiedy udało się dotrzeć do prababci, ta zeznała, że zaczęło się od tego, że miała za krótką brytfankę.