Są teorie, że każde imperium nosi w sobie zalążek rozpadu, tj. dopóki dynamicznie się rozszerza wszystko wydaje się w porządku, ale kiedy przechodzi w stadium względnej równowagi, zaczynają się procesy które ostatecznie doprowadzają do jego upadku. W przypadku Rzymu szczególnie dawało się we znaki pilnowanie limesu na Renie i Dunaju.
Germańska ciemnota i bieda (później przez germanofilów uznana za cnotliwą prostotę), mogła
pomóc ludziom lasu w rywalizacji z rzymskim, schyłkowym lenistwem. Prymitywizm życia barbarzyńców w starciu z apatycznym i dostatnim społeczeństwem rzymskim miał przewagę. Dla Germanina wojna była życiem i wolnością, dla Rzymianina istotniejszy stał się pobyt w łaźniach, teatrach i willach.
W okresie nasilonych najazdów, zniewieściałość Rzymian” stała się ich cechą dominującą, w przeciwieństwie do twardej, surowej postawy barbarzyńców. Tacyt zwrócił przecież uwagę na kontrast między cnotą barbarzyńskich kobiet a rozwiązłym prowadzeniem się rzymskich pań. Zestawił luksusowe, według ówczesnych
standardów, życie Rzymianina, z uciążliwymi trudami dnia codziennego
Germanów. Do tego, w kontekście germańskiego fanatyzmu, dochodzi zimny klimat i przeciwności natury.
Ale to, że w Lesie Hercyńskim żyły renifery, to już chyba fantazja na miarę Dänikena :-)
Wcześniejsze mordowanie tylu cesarzy przez wojskowych również nie mogło nie mieć wpływu na ogólną kondycję mentalną społeczeństwa. To była nienormalna sytuacja, nawet jak na antyczne kanony.
W każdym razie, wniosek jest taki, że każde słabe, zmęczone, syte i zajęte mało znaczącymi problemami społeczeństwo, wcześniej czy później, musi ustąpić miejsca temu niechętnemu do pokoju i awanturniczemu, nawet jeśli jest dzikie i prymitywne.