Już nie pamiętam, czy przy którejś z książek nie doszliśmy do podobnych wniosków,
ale postanowiłem wprowadzić tutaj nową kategorię:
KZZP (książka ze zmarnowanym potencjałem). Nie chodzi mi o książki zwyczajnie złe, niechlujnie wydane, z błędami etc.,
ale o książki, w które włożono mnóstwo pracy, zebrano wiele materiału, a jednak coś poszło nie tak z koncepcją.
Ponieważ akurat coś tam sprawdzałem do swojej strony, moim pierwszym kandydatem jest:
36. Ferrando Ph., L’atelier monétaire d’Arles. De Constantin le Grand à Romulus Augustule, 313-476. Arles 2010.
Wiele unikalnego materiału, zarejestrowane nowe odmiany, w muzeum w
Arles przejrzane chyba dokładnie całe zbiory,
ale...
1. Układ jest beznadziejny. Najpierw kto jest na awersie (a przecież niekoniecznie musi to być emitent), a potem co jest na rewersie. W związku z tym każda konkretna emisja zostaje rozerwana na strzępy.
Dajmy na to, że Konstantyn coś tam kazał wybić dla siebie, dwóch synów oraz Licyniusza z synem. W tym układzie cała emisja będzie w pięciu miejscach, i to bez jakiegoś intuicyjnego przejścia czy odesłania: pozostałe monety na
stronach x, y, z. Każdej trzeba szukać osobno i dopiero wtedy ma się obraz emisji wg.
Ferrando. No tak -
ale żeby szukać, trzeba już z góry wiedzieć, że można się takiej emisji spodziewać.
Układ według rewersów powoduje zaś, że sąsiadują ze sobą monety nie w jakiejś tam kolejności wybicia,
ale w porządku całkowicie abstrakcyjnym. Dodatkowo trzeba brać pod uwagę legendy awersów. Męka okropna.
Przy normalnym układzie darowałbym, że autor jeszcze dodatkowo bawi się w szczególarza i osobno traktuje rozmaite łamania
legend (w związku z tym ilość odmian rośnie w oczach...).
Ale tutaj to dodatkowa zgryzota.
2. Beznadziejny materiał ilustracyjny. Zdjęcia wyłącznie czarno-białe, bardzo średniej jakości i mniej więcej wielkości oryginału, czyli w sumie słabiutko.
Ale do tego dochodzi jeszcze dziwactwo najdziwniejsze. Nie ma pełnych zdjęć monet. Tylko najpierw idzie przykładowy awers, na przykład
IMP CONSTANTINVS
P F AVG, popiersie w zbroi, a potem rewersy danego typu (np.
SOLI INVICTO...), które z tego typu awersem wybito. W związku z tym niemal niczego nie można skontrolować. Trzeba brać na wiarę, że z takim awersem był taki rewers, a jeśli
Ferrando się pomylił albo gdzieś coś przeoczył - to przepadło. Obrazki nie pomogą.
3. Beznadziejny skład całości. Ktoś mógłby pomyśleć, że ten dziwny abstrakcyjny porządek i te dziwactwa ze zdjęciami to z powodu oszczędności, bo autor chciał wszystko upakować jak najściślej. A to nieprawda, bo jest akurat odwrotnie. Takiego marnotrawstwa miejsca długo by szukać. W praktyce to wygląda tak, jak na załączonym niżej obrazku.
Dodatkowo sprawę pogarsza fakt, że książka miała dwa wydania, na tyle różne, że można je traktować jako dwa podejścia do tematu. Oznacza to, że autor jest niereformowalny i nie ma co liczyć na skruchę i poprawę.